Dziś Szymon rozbroił mnie podczas małego, męskiego starcia.
Zaczęło się od tego, że zabrał Dawidowi skarbonkę i nie chciał oddać. Poprosiłem, ostrzegłem, zagroziłem i w końcu ja ją odebrałem i oddałem prawowitemu właścicielowi. Szymon wrzasnął na mnie i uciekł z pokoju.
By nie czuł się bezkarny, poszedłem do niego i przykładnie ukarałem – postawiłem do kąta, na czas całkiem niedługi. Po odbytej karze odbył się taki oto dialog:
T: Szymonku, czy wiesz dlaczego Cię ukarałem?
S: Tak.
T: No, dlaczego?
S: Bo krzyczałem na Ciebie.
T: No waśnie. Już nie będziesz tak robić?
S: Nie będę.
T: A czy chcesz teraz jeszcze coś zrobić? (Zapytałem w nadziei na przeprosiny – pytałem czy “chce”, a nie czy “powinien” bo przeprosiny i powinność to jakoś w parze nie idą, aż tu nagle…)
S: Tak, pobawić się z Tobą.
TADAAAM!