Wracając z Szymonem z przedszkola, przeprowadziliśmy taką oto rozmowę:
T: Szymciu, był dziś u Was ksiądz i sypał głowy popiołem?
S: Tak.
T: A wiesz dlaczego i po co tym popiołem Was posypał.
S: Tak tatusiu. Żebyśmy kochali rodziców, żebyśmy byli silni, żebyśmy kochali Boga i żebyśmy się nie bili!
T: … o! No, właśnie! Doskonale, o to właśnie chodzi! (uznałem, że na rozum czterolatka, nie da się trafniej opisać Wielkiego postu)
Dalsza podróż mijała już bez takich teologicznych dywagacji, aż wreszcie – niedaleko już domu – Szymon o coś się zdenerwował (nie zrozumiałem opisu czegoś, co dostrzegł przez szybę auta) i na mnie nawrzeszczał. Ostatnio zdarza mu się to często i postanowiłem dać mu nauczkę, mówiąc:
T: Szymonku, nie podoba mi się, że podnosisz na mnie głos. Właśnie przestaję się do Ciebie odzywać i będę z Tobą rozmawiał dopiero jak zdecydujesz się mówić ładnie i mnie przeprosisz.
(Minęła niespełna minuta)
S: Przepraszam tatusiu, to dlatego, że mi ten popiół z głowy już spadł…
😉